Być z kimś to być w relacji – czy potrafimy?
Większość ludzi chciałaby być z kimś, tzn. być w związku. Wielu nie jest. Szuka więc kontaktu z innymi, niejednokrotnie gorączkowo, w szkole, na studiach, w pracy, w klubach, w Internecie. Wielu jest, ale trudno im w związku być. Kłócą się, są napięci, rozdrażnieni, rozczarowani. O co chodzi?
Jedną z przyczyn trudności w tworzeniu relacji może być, charakterystyczna dla naszych czasów, trudność z wchodzeniem i utrzymaniem ich. Nie chodzi o kontakt, który jest pojęciem znacznie węższym; obecnie ludzi poznaje się łatwiej niż kiedykolwiek. Jednak trudniej niż kiedykolwiek o to, by kontakt przerodził się w relację – dłuższą, trwalszą, dającą oparcie. Do czegoś zobowiązującą. Związaną z dokonaniem wyboru i trwaniem w nim. Zmuszającą nas do konfrontacji z własnymi i czyimiś niedoskonałościami i ograniczeniami, do dbania nie tylko o drugą osobę, ale przede wszystkim o siebie, do godzenia się z tym, co jest, i „schodzeniem” z oczekiwań.
Dokonywanie wyborów nas przytłacza – dlaczego?
W świecie nieograniczonych możliwości trudno podejmować decyzje. Chcemy tego, co najlepsze – jeśli chodzi o wykształcenie, pracę, związek. Tylko jak spośród nieprzebranych opcji wybrać tę najlepszą? Jakim kryterium się kierować? Po czym poznać, że dana decyzja to ta najlepsza?Duże spektrum możliwości kojarzy nam się z wolnością, niezależnością, dobrobytem. Ma jednak również swoją ciemną stronę. Presja związana z chęcią czy wręcz przymusem dokonywania właściwych i najlepszych wyborów sprawia, że ogarnia nas „paraliż decyzyjny”. Tak długo rozważamy rozmaite warianty, sprawdzamy „za” i „przeciw”, że nie wykonujemy ruchu. Trwamy w miejscu, wydatkując energię na snucie wyimaginowanych scenariuszy; nie starcza nam siły i brakuje ochoty na podjęcie decyzji. Choć może to zabrzmieć jak herezja, zdaje się, że niezależnie od tego, czy mamy wybrać danie lunchowe z bardzo bogatego menu, czy podjąć decyzję odnośnie do partnera życiowego – kłopot jest ten sam: jeśli wybiorę jedną możliwość, stracę wszystkie pozostałe. Może lepsze?
Czego potrzebuje i czego się obawia współczesne „ja”?
W naszej narcystycznej kulturze bliska relacja, choć tak bardzo jej potrzebujemy, jawi się jako zagrażająca. Nie jesteśmy tego w pełni świadomi, ale gdzieś pod skórą to czujemy. Bliskość często kojarzy się nam z cierpieniem i lękiem – kiedyś, zazwyczaj w relacji z opiekunami, musieliśmy zapłacić za nią lub za jej złudzenie ogromną cenę, a późniejsze próby jej uzyskania nieraz kończyły się rozczarowaniem. Będąc w relacji, narażamy się na ryzyko odrzucenia (ktoś może zdecydować, że już nie chce z nami być), zaangażowania bez równej wypłaty emocjonalnej możemy mieć poczucie, że dajemy z siebie więcej, niż otrzymujemy), zachwiania, i tak często kruchego, poczucia własnej wartości (zasługuję na kogoś lepszego, skoro ten ktoś jest tak niedoskonały, to jak to o mnie
świadczy?).
Będąc w relacji i chcąc ją pielęgnować, angażujemy czas, energię i zasoby, nie lokując ich gdzie indziej.
Często mylnie rozumiejąc dbanie o związek i nie troszcząc się wystarczająco o siebie. Jeśli oczekujemy od drugiej osoby, że się nami zaopiekuje (bez naszego w tym udziału), da nam to, czego kiedyś nie dostaliśmy (miłość, pełną akceptację, troskę), będzie naszym doskonałym odzwierciedleniem (wyczuje nasz nastrój, zrozumie i się dostroi), jesteśmy w pułapce. W którą zresztą wpadliśmy dawno temu, a teraz nie pozwalamy sobie z niej wyjść.
Poznać faceta/dziewczynę to nie kłopot – tylko jak z nim/nią być?
Puby, kawiarnie, kluby i dyskoteki są pełne samotnych ludzi. Fora internetowe, wszelkie aplikacje służące do kontaktu z innymi oraz portale randkowe również. Nie inaczej jest w miejscach pracy, zwłaszcza tych dużych, mocno angażujących swoich pracowników w sprawy zawodowe, gdzie upływa im większa część dnia, a czasem nocy.
Wszyscy ci ludzie są tam dlatego, że potrzebują kontaktu i relacji z innymi. Szukają znajomych, przyjaciół, partnerów. Idą do tych miejsc i zaglądają na konta z nadzieją, że może dziś będzie inaczej. Coś się zmieni. Poznam kogoś. I często tak się dzieje: ktoś zagada przy barze, potańczy chwilę lub całą noc, zaczepi na forum, na portalu, zażartuje w socjalnym. Jest kontakt. Jest nadzieja. Są oczekiwania i wyobrażenia.
Często jednak ten kontakt pozostaje naskórkowy
Nawet jeśli dojdzie do wymiany numerów telefonów nikt się nie odzywa, nie podtrzymuje kontaktu, nawet jeśli fajnie się pisało, nie dochodzi do spotkania w rzeczywistości bądź spotkanie to nie spełnia oczekiwań, człowiek okazuje się nie tym, kim zdawał się na początku. Ludzie, nauczeni doświadczeniem, przestają mieć nadzieję. Dystansują się od swoich potrzeb, zaprzeczają im, wypierają je. I zastępują pracą. Czasem jedyną trwałą i stabilną rzeczą w ich życiu, zabawą – będąc na imprezowym haju, nie czują, czego potrzebują, ekscytacja zastępuje im bliskość.
Jeśli jednak zdarzy się inaczej, jest szansa na relację. W której nie jest łatwo być z wielu powodów. Bo praca, bo rozwój, bo mieszkanie, bo ja, bo moje, bo mnie. Bo tak naprawdę nie ma miejsca we mnie na drugą osobę. A czasem nawet na mnie samego/na mnie samą. Bo nigdy nie nauczyłem(am) się, jak w prawdziwej bliskiej relacji być. Nie wiem, że relacja nie musi być raniąca. Bo nie zdaje sobie sprawy z tego, że pójście w zadania/zabawę to jeden z bardziej skutecznych mechanizmów unikania kontaktu.
Niewykluczone, że wszyscy ci ludzie poczuliby się urażeni określeniem „samotni” i widząc je, fuknęliby ze złością: ja nie jestem samotny/samotna, jestem singlem/singielką, to mój wybór, ja nikogo nie potrzebuję.
Bycie singlem to wolność, niezależność i dobra zabawa
Dla części osób niebycie w związku to świadoma decyzja. Single potrafią się świetnie bawić, mieć grono znajomych, dobrze płatną i atrakcyjną pracę, która daje wiele profitów (wyjazdy, kontakty, władzę). Mają poczucie pełnej wolności – nie ograniczają ich zobowiązania rodzinne, nie muszą kombinować opieki do dzieci, wstawać rano w weekend ani nikomu tłumaczyć się z późnych powrotów. Często lubią swoje życie, pełne wrażeń, przyjemności, ekscytacji. Część osób lubi i potrafi być sama. Część osób nie chce z tej wolności zrezygnować.
Bycie singlem to napięcie, samotność i lęk
Czasem jednak czują niewytłumaczalną pustkę. Żeby ją odegnać, mogą pić, zażywać narkotyki, oglądać filmy, brać więcej pracy do domu itp., itd. Czasem jednak czują się zmęczeni – wyjściami, wyjazdami, zabawą, poznawaniem nowych ludzi, nawiązywaniem przelotnych kontaktów. Czasem jednak przeszyje ich lęk – co będzie, jeśli grono znajomych się wykruszy? (założą rodziny, wyjadą, rozproszą się). Do kogo zadzwonić w wypadku choroby? Co będzie na starość? Część osób z lęku przed samotnością tkwi w toksycznych, niedających satysfakcji, a wręcz krzywdzących związkach. Część trafia na terapię.
Co tu ma do rzeczy psychoterapia?
Ano to, że niezależnie od modalności (podejścia, koncepcji teoretycznej, stosowanych technik), tym, co w terapii działa najbardziej prorozwojowo i korygująco, jest relacja, jaka powstaje między terapeutą a tym, kto do niego przychodzi.
W relacji terapeutycznej można się przyjrzeć swoim mechanizmom wchodzenia w kontakt i unikania go i omówić je w bezpiecznych warunkach. W relacji terapeutycznej można wspólnie przeżyć
wcześniejsze urazy, rozczarowania, oczekiwania. W relacji terapeutycznej można – w niektórych wypadkach po raz pierwszy – bezpiecznie nawiązać kontakt i utrzymać relację; sprawdzić doświadczalnie, że relacja nie musi być raniąca. Że może dawać dużo ciepła i bliskości, a zarazem nie
pętać ruchów, myśli, emocji.
Relacja terapeutyczna uczy, jak dbać o siebie, o swoje potrzeby i swoje granice. Uczy, jak pozostać autonomicznym w bliskiej relacji. Uczy brać odpowiedzialność za siebie, swoje decyzje i wybory. I nie popadać w poczucie winy. Uczy realnie stawiać oczekiwania – zarówno wobec siebie, jak i potencjalnego partnera. Uczy tego, co Fritz Perls zawarł w tekście potocznie nazywanym Modlitwą gestalt:
„Ja robię swoje, a ty swoje. Nie jestem na tym świecie po to, by spełniać twoje oczekiwania, a ty nie jesteś na tym świecie, by spełniać moje. Ty to ty, a ja to ja. I jeśli przypadkiem natrafimy na siebie to wspaniale, jeśli nie, to nic nie można na to poradzić”.
Żeby umieć być w związku, trzeba przede wszystkim umieć być ze sobą. Prawdziwym, nie wyobrażonym.
Autor: Krzysia Krowiranda